Sesja 7
03.02.23 - Po ośmiu miesiącach przerwy wracamy do gry. Perspektywa czasu pozwala rozwiązać kwestie wydawałoby się nierozwiązywalne. Ale wprawy brak, zapominamy o zaletach mechaniki Fate, o budowaniu przewag, o akcjach na jakie pozwalają umiejętności postaci. Rozbudowana magia tylko przydaje komplikacji - zresztą nie tylko graczom. Pewnie to minie jak zagramy kilka kolejnych sesji.
Czas i miejsce: 16 dzień Miesiąca Traw, 3695 rok - miasto Jorgul
Scena w tawernie Ferriva
Postanowili rozejrzeć się po mieście. Zaskoczyło ich, że praktycznie nikt nie pilnował czy opuszczają garnizon, czy nie. Nikt ich również nie śledził. Przynajmniej tak się im zdawało. Zahaczyli o portową część Jorgulu. Od rzeki Suese, która o tej porze potężnie wylała tworząc prawie 2,5 milowe jezioro z wartkim prądem, przekopano żeglowny kanał, który wpuszczono do miasta. Kanał zamknięto murem budując wspaniałą Bramę Wodną pod którą przepływały statki cumujące w wewnętrznym porcie.
Tawernę wybrali na chybił trafił, ot taką która zdała się im najbardziej odpowiednia. Ta część miasta, która bezpośrednio stykała się z wewnętrznym portem, wybudowana była na palach. Drewniane belki „ulicy” pod ich nogami głucho dźwięczały pod obcasami ich butów i dudniły wpadając w rezonans od kół wózków i taczek, którymi przewożono tony wszelakich towarów wyciągane z przepastnych luków pękatych kog rzecznych i barek. A całe to dobro wędrowało wprost do magazynów kupieckich i dalej do kramów i na targowiska Jorgulu.
W sali tawerny wybrali stół nieopodal drzwi. Ciemność w kątach i ciasno poustawiane stoliki nadawały tawernie dość przygnębiający wygląd. Humor poprawili sobie nadzwyczaj dobrym jedzeniem i piciem. Brekka, ku swemu zdumieniu rozpoznał w jednym z trójki ogorzałych drabów siedzących po drugiej stronie sali, swojego dawnego podopiecznego - Sokkę. Kilka lat temu, gdy dowodził prywatną strażą w majątku swego przybranego ojca - pana Aire, przyjął do służby młodego Sokkę, syna ubogiej ilorskiej rodziny z wioski spod Chagain. Sokka nigdy nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale jego towarzysze wyglądali na zwyczajnych oprychów. Brekka wytężył słuch lekko wzmacniając go mocą umysłu. Dosłyszał, że omawiają plany rabunku i napadu. Nazwisko jakie wychwycił - Aburto - było, według słów Indara nazwiskiem rodu z którego pochodził thwurir miasta Jorgul, Marekl Santerrza.
Brekka postanowił zainterweniować. CHwilę omówił zarys planu z Indarem, na wypadek gdyby miało dojść do przemocy. Dash-Daran przezornie opuścił na ten czas tawernę. „Owszem, mogę walczyć” - odrzekł dumnie, podejrzewany przez druhów o lęk przed wynmiarem sprawiedliwości - „Ale jak wiem, że wygram.” Brekka rozwiązał sprawę próbując zastraszyć Sokkę, Wisusa i Nerwusika, pierwiej udając troskę i zdradzając, że kapłan Indar może natychmiast wydać ich katu jeśli nie opuszczą miasta. Sokka łatwo dał się przekonać, ale Nerwusik chętnie wywołaby zadymę w karczmie. Na szczęście poszli po rozum do głowy i opuścili miejsce czym prędzej
Sceny w świątyniach
Indar nie darowałby sobie, gdyby przed spotkaniem w Radzie Miasta nie rozmówił się z lokalnym hierarchą. Po wejściu do świątyni i krótkiej rozmowie z kapłanami Avalanhe i Osinbu, umówił się na rozmowę z wielebnym Nikole Paeizu skoro tylko wybije południowy dzwon. Nie czekał długo. Wielebny opisał mu z grubsza członków Rady i ich wzajemne animozje i powiązania. Udostępnił też kłamliwy raport, jaki wystosował porucznik Gustuko z fortu Deza-Kezu manipulując faktami i podkreślając czynnik opętania Brekki, jako kluczowy w całym zamieszaniu z niewiadomymi atakmi Bayadarów na forty graniczne. Indar miał jakoby się sprzeniewierzyć wierze, a Dash-Daran władał demonicznyni siłami, które uwolnione przyniosły zgubę ilorom. Na szczęście wielebny Nikole wierzył, że to stek bzdur, który łatwo przyjdzie im obalić na zebraniu Małej Rady w Ratuszu.
W świątyni Dar-Larti nie zastali wielebnej Sannyi, gdyż była poza Jorgulem. Kapłanka Amelija odesłała ich jednak do infirmerii w innej części miasta. Tam wielebna Veroneja zbadała Brekkę. Uleczyła jątrzącą się ranę od postrzału kościanym grotem Baydarów. Zajrzała też w duszę półczłowieka. Definitywnie nie znalazła go pod wpływem demonów. Żaden astralny byt nie żerował na duchowym ciele wojownika. Poleciła też Indarowi, żeby użył rytuałów Kruh-Berana odpędzających demoniczne byty, na wypadek nawiedzenia. Kapłan zapłacił za uleczenie druha, a Brekka poczuł się zobowiązany wobec kościoła Dar-Larti. Mruknął coś pod nosem, że nie wszyscy bogowie ilorscy są tacy źli, czy jakoś tak w jego stylu.
Do świątyni Kai-Ahnara na spotkanie z Josu Sędziwym poszli na samym końcu, krótko przed zmierzchem. Indara najbardziej interesowało pozyskanie przychylności hierarchy, ale też chciał zainteresować go elfickim amuletem jaki od wielu miesięcy nosił ze sobą, nie bardzo wiedząc co z nim począć. Jednak na Brecce i Dash-Daranie największe wrażenie wywarł Valvidius. Mechaniczny Golem z pryncypium życia, zasilany kamieniem - pułapką duszy. Część czterech ramion wykonana z czerwonego luniru kosztowała Josu niewyobrażalny majątek. Ale kapłan był dumny z dzieła swego życia, całkowicie zawierzając mu swoje bezpieczeństwo. Josu ostrzegał ich tylko przed wielbną Eirlys, hierarchinią kościoła Kay-Syah, która szybko ferowała wyroki i miała surowy osąd, a do ich sprawy była wyraźnie uprzedzona. Co do amuletu Josu podejrzewał, że był wytworem którejś z elfickich sekt. Obiecał im poszukać więcej informacji w śwoich źródłach
Scena w Ratuszu
Wszystko poszło nadzwyczaj łatwo. Faktycznie Eirlys miała chyba zamiar urządzić niezły pokaz z płonącym Brekką w roli głównej. Natomiast wielebna Sannya obaliła zarzut opętania natychmiast i swym autorytetem potwierdziła czystość Brekki. WOjownik opowiedział związaną z tym historię i okazał tatuaże-pieczęcie jakie nałożył na niego Dash-Daran. Szaman nie miał pojęcia o naturze owych pieczęci, gdyż - jak przekonywał Ilorów - ujrzał je w duchowym transie, jako zalecany ratunek od duchów doświadczonych szamanów i nie zawahał się ich nałożyć na Brekkę.
Wielebny Nikole, krewny Prefekta Królewskiego - zapowiedział, że działa w porozumieniu i imieniu szlachetnego Olentzaro, więc dalsze peregrynacje trójki bohaterów do Fiirbolain są całkowicie zbędne. Nikt ich więcej nie będzie badał, przesłuchiwał ani podważał ich słów. Nie było to na rękę Eirlys. Finalnie Brekka pognębił kapłankę jeszcze bardziej. Wywarł na niej głębokie wrażenie, zbijając z pantałyku. Wielebna Eirlys zaczęła wątpić w swoją nieomylność i nosa do mrocznych sprawek wrogów wiary.
Thwurir Markel z uwagą wysłuchał ich relacji z wizytacji południowych fortów. Dało mu to bodziec do natychmiastowego działania. Zarządził dodatkowe wzmocnienia załóg, przeprowadzenie śledztwa w forcie Besilande i odtworzenie jego stanu. Wielebny Josu - już na osobności - zasugerował, że amulet zdaje się wskazywać na sektę Narmiraen i zapewne pochodzi z rąk elfiego Kalahory przewodzącemu tej sekcie.
Zakończenie
Wielebny Nikole zaproponował, że obejmie ich protekcją - proponując Indarowi dołączenie do kościoła Kruh_Berana w Jorgulu. Mimo obiecującej oferty, żaden z nich nie widział większych zalet w pracy do hierarchy z Jorgulu. Uprzejmie, acz stanowczo odmówili.
Co do dalszych kroków, postanowili odnaleźć osadę Kara-Shin, o której wspominał kapral Wuko, ale wpierw chcieli poradzić się białego szamana. Indar chętnie też wróciłby do Deza-Kezu rozprawić sie z Gustuko i stosownie go ukarać za oczernianie wobec kościoła i korony.