Sesja 6
13.05.22 - Sesja, której motywem przewodnim jest konflikt. Konflikt między postaciami. Ilor vs nomada i półczłowiek. Niby wspólne robienie postaci i kreślenie historii zgodne z literą Fate miało wyeliminować konflikty, ale cóż - bywa i tak.
Czas i miejsce: 13 dzień Miesiąca Traw, 3695 rok - fort Dezakezu, południowo-wschodnie pogranicze Yllinoru
Scena przy śniadaniu
Przed opuszczeniem fortu zostają zaproszeni na śniadanie. Bohaterowie są goszczeni przez porucznika Gustuko, kapłankę Zaude, sierżant Egarrę i nieznajomego oficera. Ten później okazuje się być oficerem łącznikowym, który przekazuje komunikaty i raporty myślomową do ośrodka w Jorgulu, Fiirbolain i stolicy. Kapitan Mesadez - wg słów Gustuko - mocno zaniepokoił się wydarzeniami w Besilande i poinformował swych przełożonych w Ru-Shennon.
Najwięcej poruszenia wzbudził jednak raport Indara, nad którym nocą debatował kapitan wraz z Zaude i Gustuko. Szaman Baydarów władający demoniczną potęgą i spustoszenie Besilande zaalarmowało natychmiast starego weterana Mesadeza. Gustuko natomiast zwrócił uwagę na demoniczny byt, jaki opisał Indat, uwięziony w Brecce i potencjalne ryzyka z tym związane. Ustalili pewien plan.
Gustuko poczęstował ich wyśmienitą huricą i przekazał im na śniadaniu, że mają się stawić w Fiirbolain w ciągu miesiąca. Będzie tam wizytował Wielki Prefekt królewski - sam Olentzaro Aineach. Porucznik zasugerował, że dostojnik jest zainteresowany sprawą i będzie chciał osobiście pomówić z całą ich trójką. Żeby upewnić się, że dotrą na czas nie zbaczając ze szlaku, przydzielił im 12 Strażników Dróg z Jorgulu, pod których eskortą mają dalej podróżować.
Strasznie to rozsierdziło Brekkę. Od lat służył Ilorom i znał ich uprzedzenia wobec półludzi, nie raz musiał stawiać im czoła. W tej sprawie poczuł ogromny żal do Indara - poczuł się zdradzony przez wieloletniego druha. Nie omieszkał zapewnić zgromadzonych przy stole, że całkowicie panuje nad bytem, który w nim zamieszkał i chętnie by się go pozbył, ale brak jest osób o odpowiednich umiejętnościach w całym królestwie. Kapłanka Zaude poleciła mu udać się na północ do Doran, do niejakiego Arnulfa, mistrza demonologii na tamtejszym uniwersytecie. Brekka zignorował kapłankę.
Scena w koszarach
Brekka i Dash mieli jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Otóż w areszcie cały czas był żołnierz winny śmiertelnego pobicia nomady. Indar poprzedniego dnia wyznaczył mu surową karę 20 kijów w obecności własnego oddziału, wymierzoną na placu apelowym. Jednak Dash miał inny pogląd na ten temat. Wyszukał pomieszczenie nad aresztem. Zaciemnił okno wychodzące na plac siennikiem wyjętym z łóżka i poprosił Brekkę, by ten przypilnował drzwi. Odprawił potem rytuał przyzwania fantoma. Zjawa przybyła z Zaświatów na rozkaz Dasha i przyczaiła się w ciemnościach by spełnić jego wolę - po ich wyjeździe z fortu miała odnaleźć owego żołnierza i pożywić się jego życiową energią. Do woli.
Scena podróży
Scena podróży: Ku zdziwieniu Indara całą 12 Strażników Dróg z Jorgulu była nomadami. W większości Kenu-Deshi, gdyż poza Jawdarami to plemię w większości zamieszkiwało okoliczne ziemie. Strażnikami dowodził wachmistrz Budragha i krótko i zwięźle przedstawił im swoje rozkazy. Wyjechali w okolicach południa, wiec Budragha celował w wieczorne przybycie do Miodosytni Forkul gdyż Jorgulu nie zdążyliby osiągnąć za dnia. Podczas podróży poznali kilku swoich strażników: jednookiego łucznika Temujina, któremu Brekka zaimponował opowieścią o ustrzeleniu Gutchluka; kompanijnego zielarza Norgu, czy młodą oszczepniczkę Dorji.
Po drodze mijali stada wielkich czerwono-brunatnych bawołów o wygiętych rogach. Okoliczni Shaunowie hodowali te zwierzęta korzystając z bliskości miasta i rynku zbytu w Jorgulu. Z daleka mogli podziwiać liczebność stad i sprawność nomadzkich pasterzy. Im bliżej miasta tym więcej osad nomadów zostawiali za sobą. Zmieniał się też krajobraz. Wkrótce zieleń stepowych traw zastąpiły pola złocisto-pomarańczowych kłosów kwitnącego prosa i śnieżnobiałej gryki. Coraz więcej drzew pojawiało się na miedzach pól, poskręcane akacje, słupowate cisy czy dzikie wiśnie. Nim słońce zaczęło się chylić ku zachodowi wjechali na trakt. Osady przy trakcie były typowymi majątkami Ilorów, z charakterystyczną zabudową, palisadami, polami i stadami skupionymi wokół zabudowań. Przed wieczorem odbili w stronę ciągnącego się w nieskończoność, ukwieconego sadu grusz. Sad otaczał spory majątek - Miodosytnię Forkul, która była celem ich podróży tego dnia.
Scena Miodosytnia
Wachmistrz Budragha był najwyraźniej częstym gościem Miodosytni, gdyż pani Ildiko - żona właściciela - dobrze go znała i przywitała z zadowoleniem. Majątek składał się z wielkiego zajazdu, osobnego budynku stajni, sporej miodowni, magazynów i budynków gospodarczych. Studnia i szerokie koryta do pojenia wierzchowców znajdowały się na centralnym placu, uporządkowanym, wysypanym piachem i świeżo zagrabionym. Jak tylko przybyli - koniuchowie, w większości nomadzi albo mieszańcy - zajęli się ich zwierzętami.
Wnętrze zajazdu było całkiem spore i pomieściłoby ponad 80 gości. Zajęli więc miejsce przy jednej z ław i oddali się wieczornemu pijaństwu. Brekka mimo zapewnień Budraghi, że mają wiele swobody i nie są więźniami - postanowił oddalić się za potrzebą i sprawdzić cierpliwość strażników. Dorji po kwadransie udała się za nim. Na placu przed zajazdem rozpalono ognisko. Wielu miejscowych nomadów siadło wokół ognia, dzieląc się opowieściami i pieśniami. Brekka ich obserwował chwilę po czym udał się w stronę sadu. Dorji go odnalazła i spędził z dziewczyną dłuższą chwilę na rozmowie o życiu. Wspomniał Eiji i poznany szczep Houluna. I znów opanował go gniew
Czas i miejsce: 14 dzień Miesiąca Traw, 3695 rok - Jorgul i okolice
Scena Miodosytnia
Minęła już północ i młody Asuan - syn Forkuli i przyszły spadkobierca Miodosytni, tłumaczył przy stole zawiłości pracy z pszczołami. Tęgo pojedli i popili. Dash i Indar mieli zdrowo w czubie. Noc spędzili zagrzebani w sianie nad boksami dla koni w stajni. Brekka musiał wnieść kompanów po drabinie, gdyż mocny królewski półtorak, który leżakował dobrych 5 lat - nie dał szansy nomadzie i kapłanowi. Brekka część nocy spędził na placu z nomadami, po wschodzie czerwonego księżyca położył się na spoczynek
Ranek był dość bolesny dla części wojaków, ból głowy po mocnym miodzie niestety dał się im we znaki. Dash wszedł w komitywę z Noragu, który ugniótł ziół z pszczelim woskiem i tymi kulkami ratował kompanów na kacu.
Poprzedniego wieczora ucięli dłuższą i szczegółową rozmowę z kapralem Wuko - nawiedzanym wieszczymi snami. Dash-Daran dzięki pomocy drużynników Budrqghi wpadł w końcu na nazwę plemienia, którego szaman dotknął Wuko owego feralnego dnia, gdy część jaźni szamana wniknęła w duszę Ilora. Tropem była koszula nomady ozdobiona łuskami ryb, jego dialekt i wygląd jurt, jakie zapamiętał Wuko - a w czym znacząco pomógł Brekka mocą swego umysłu wydobywając szczegóły wydarzeń z pamięci żołnierza. Plemię Kara-Shin musiało mieć tam swą osadę, ale który to był szczep i jak zwał się ich szaman - tego strażnicy dróg Budraghi nie wiedzieli. Za to Dash miał już jakiś trop.
Scena Jorgul
Miasto z dala witało ich ceglanymi murami, ozdobionymi przysadzistymi basztami i powiewającym sztandarem nad barbakanem: zielonym polem przeciętym po skosie wstęga błękitu. Tak jak rzeka Suese przecina stepy na południe od miasta. Takie barwy na płaszczach nosili też ludzie Budraghi.
Konno wjechali w poranny tłum dostawców wyjeżdzający główną bramą miasta. Szybko też odbili w wąską uliczkę wprost do garnizonu Strażników Dróg. Nim zdążyli wjechać na podwórze otoczone bielonymi wapnem ścianami, młodzież na służbie zajęła się ich końmi a oni sami, pod okiem Budraghi zameldowali się u kapitana. Miejskim ośrodkiem dowodziła ilorka, kapitan Sordega. Przyjęła ich dość surowo. Brekka, który dowiedział się, że szefowa strażników gustuje w dobrych trunkach wręczył jej beczułkę dwójniaka z Miodosytni Forkul, ale pani kapitan zareagowała niechętnie jak na łapówkę. Dzień wcześniej dostała wiadomość od porucznika Gustuko z fortu Dezakezu i bazując na tym przekazie uprzedziła się wobec półczłowieka opętanego przez demona, nomady-szamana z ludu Hantu i nadętego kapłana Kruh-Berana, który nieudolnie pilnował całego tego bałaganu. Uniosła się do tego stopnia, że chciała wszystkich zamknąć momentalnie do aresztu. Dopiero interwencja Indara, który uspokoił jej emocje nieco powściągnęła Sordegę.
Kapitan oznajmiła im, że nazajutrz mają się spotkać z radą Thaunów Jorgulu, gdyż zarządcy miasta zaniepokoili się wydarzeniami na wschodzie i okropnościami wykraczającymi poza pojmowanie bogobojnego Ilora. Otrzymali do dyspozycji małą komnatę z balkonem wychodzącym na podwórze garnizonu.
Scena w pokoju
Słowa kapitan Sordegi dopełniły czary goryczy i Brekka rzucił się werbalnie na Indara. Półczłowiek nie mógł darować kapłanowi, że tak bezceremonialnie „sprzedał” go w swoim raporcie opisując wydarzenia z demonem. Czuł się zdradzony i obawiał o swoje życie. Podejrzewał, że może zostać uwięziony i bezceremonialnie osądzony o opętanie. I wydany na śmierć. Indar oponował. Był kapłanem Kruh-Berana i wierzył, że prawda się nie ukryje - nie miał więc podstaw by kłamać. Mógł co prawda przemilczeć fakty związane z przyjacielem, z którym był od kilku lat w komitywie. Motywował więc, że Wielki Prefekt gdyby chciał śmierci Brekki dawno by to zlecił choćby skrytobójcom i że z całą pewnością nie są tak ważni, by dostojnik wcześniej zawracał sobie nimi głowę.
Do kłótni wtrącił się Dash-Daran - podejrzewał on inne motywy, które wpłynęły na ich obecną sytuację, a których Indar może nie być świadom. Nakierował kapłana na porucznika Gustuko pochodzącego z Chagain, a więc miasta Indara i Brekki. Węszył w tym głębszą intrygę. W istocie Indar przypomniał sobie incydent z rodem Lorge z Chagain. Kilku znaczniejszych Thaunów spiskowało przeciwko Sarkunie Amdrapal, Najstarszej społeczności Tarranów w mieście. Indar w owym czasie brał już udział w miejskich sądach i przychylił się do surowego osądzenia Anderana Lorge, ojca porucznika Gustuko. Anderan - wedle tego co dowiedział się Dash od jednego strzelca z Dezakezu - zginął później w niewyjaśnionych do końca okolicznościach. Indar został wtedy skrytykowany przez Iraunkora Lasarte - wiekowego zwierzchnika kościoła Kai-Ahnara w Chagain i popadł z nim w konflikt.
Dash przypomniał też Indarowi ostatnie starcie z namiestnikiem grodu Thantonem i tego konsekwencje. Nie na darmo ojciec Maore - głowa kościoła Kruh-Berana w Chagain - odesłał go jak najdalej od wpływowego namiestnika i jego poplecznika, starego intryganta Iraunkora. Los i kariera Indara w Chagain były zagrożone.
Indar zdawał się pojmować argumenty przyjaciela. Wierzył jednak głęboko w sprawiedliwość będącą ponad prawem i nie obawiał się spotkać czy to z radnymi Jorgulu czy samym Wielkim Prefektem Olentzaro. Brekka jednak nie podzielał ufności kapłana, zwąc ją naiwnością. Zaprzysiągł, że nie spotka się z żadnym Prefektem i za żadne skarby nie ruszy do Fiirbolain. Chyba, że w kajdanach i przymuszony - ale pierwiej musieli by go zabić. W ten sposób więc krótka wzmianka w raporcie Indara o demonie mieszkającym w ciele półczłowieka - stała się zarzewiem konfliktu mogącego rozbić długoletnią przyjaźń. Brekka przecież - wedle prawa Ilorów - był jego kuzynem w drugiej linii.