To w sumie Allesandro poprosił Dasha, by ten doglądnął stada mlecznych bawołów i zaklął dobre duchy. Stary Ilor dwie dekady temu, w Latach Trwogi walczył przeciw Taibegowi, a dekadę temu uczestniczył w wyprawie która ostatecznie pogromiła Shikana. Widział czego są w stanie dokonać szamani. I nim wysunął propozycję musiał się upewnić, że Dash w istocie wywodzi sie z Hantu, a wiec przyjaznego plemienia z Enysmon. Sprawa wydawała się więc trywialna: pojechać, przyjrzeć się stadu i ponegocjować z duchami…
Połowa Miesiąca Traw w tej części Yllinoru obfitowała w gorące dni i burzowe noce. Allesandro wysłał z nimi człowieka, by przeprowadził ich przez rozległe włości do miejsca gdzie pasterze zwykli doglądać bawołów. Leniwym stępem, mijając szerokie pola białej gryki i rozległe łany złocistego lnu dotarli do wzgórz po dobrych 3 godzinach jazdy. Z dala widzieli brązową plamę wielkiego stada, które wypasało się w morzu szmaragdowej trawy. Psy pasterskie wyczuły ich dość wcześnie. Dash nieco zaniepokoił się liczbą pasterzy. Jakoś tuzin chłopa, kręcącego się przy stadzie dziwnie mu się kojarzył z strzeżeniem staruchy o myśliwych wysłanych przez Dymigana. Na szczęście pasterze istotnie okazali się pasterzami. Dash zostawiwszy konia na popas, oddalił się by obejść stado, porozmawiać ze swoimi duchami i rozpocząć rytualny Taniec Oczyszczenia. Jeśli zwierzo-duchy nie wyniuchałyby złowrogiej magii, chciał kontynuować Taniec Ochrony by zawezwać duchy przyjazne, chroniące stado. Plan powiódł się częściowo tylko.
Indar i Brekka ucięli sobie pogawędkę z pasterzami. Kapłan dla przezorności wejrzał w sferę mentalną, czy aby nic paskudnego nie bytuje w okolicy. Cóż, jeden ze starszych nad stadem, widocznie ten o predyspozycjach korzystania z Mocy, błyskał w duchowym świecie niczym latarnia. Indar od razu domyślił się, że mentalne paskudztwo, potocznie nazywane Latarnikiem, zagnieździło się w aurze pasterza. Ten byt chronił się w ten sposób przed drapieżnikami. Pech chciał, że jego oszalałe błyski przyciągnęły uwagę demona mentalnego. Indar początkowo chciał przepędzić Latarnika. Widział zbliżającego się demona i ostrzegł wszystkich w pobliżu. Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Brekka przepytując pasterza o wałęsające się w pobliżu podjazdy nomadów, użył psionicznej mocy Wywołania Wspomnień. Dla Latarnika było to zaproszenie do uczty, uwielbiał gnieździć się a aurze silnych psioników. Opuścił więc ciało pasterza i z szybkością strzały pognał do Brekki.
Indar postanowił pozbyć się potworów rytuałem Mentalnego Oczyszczenia, skupił wolę, dotknął symbolu Boga Niedźwiedzia i zaczął w myślach recytować modlitwę. Demon jednak dopadł Latarnika, a po chwili postanowił dać nauczkę ludzkim istotom. Zamanifestował się w fizycznym świecie, jako eteryczny, ogromny wilk i skoczył na kapłana. Brekka zdołał wezwać Dasha. Nie wiedział jak się obchodzić z takimi potworami, których nie imał się żaden oręż. Szaman w swym arsenale miał jedynie Pieśń Błyskawic. Krótką i skuteczną. Nie był to co prawda atak magią żywiołów, ale energia błyskawicy wywołanej skumulowaną mocą Zaświatów była w stanie rozdzierać i ranić eteryczne ciało różnych potworów.
Po dwóch uderzeniach mocy, demon się poddał. Niestety Indar leżał w trawie sparaliżowany i ogarnięty drgawkami. Kontakt z demonem poważnie naruszył jego psychikę. Nikt nie wiedział jak poważne będą tego konsekwencje gdy wróci do siebie. W pamięci mieli jeszcze epizod nałogowego łgarstwa po wydarzeniach na cmentarzu. Sporo czasu zajęło wszystkim wyłapanie rozproszonego stada, uspokojenie psów i dojście do siebie po pojawieniu się potwora. Dash przezornie zapytał chłopów czy nie mają czegoś mocniejszego. Mieli. Lokalna Księżycówka nie miała aromatu Huriki z gorzelni Alessandro, ale wydawała się mocniejsza. Dash ostrożnie wlał alkohol w kapłana, zamierzając w ten sposób rozluźnić stężałe mięśnie Indara. Inaczej nie wtarmosiliby go na grzbiet konia. Do majątku wrócili późnym wieczorem. Opowiedzieli o feralnych wydarzeniach zarządcy i położyli się spać w gorzelnianym budyneczku dla czeladzi.