Posiadłość i willa Paskala, do której dotarli w dwa dni po wydarzeniach w Zajeździe Sotera, robiła wrażenie już od samych granic. Początek Miesiąca Traw to pora najintensywniejszego wzrostu plonów na polach. Odbili od brukowanego traktu do Fiirbolain w szeroką, polną drogę wiodącą na zachód. Wkrótce wjechali turkoczącym wozem pomiędzy pola śnieżno kwitnącej gryki i zielonego jęczmienia, który powoli się wykłaszał. Między polami co jakiś czas wyrastały rolnicze szopy, w których najemna czeladź Paskala i okoliczni rolnicy składowali narzędzia i czasem chronili się przed krótkimi, ale intensywnymi burzami, które o tej porze roku schodziły ze szczytów Santriolu gnane zachodnim wiatrem. Bliżej posiadłości, którą widać już było z dobrych 2 mil, otoczoną bielą kwitnących drzew, podziwiali rozległe pastwiska, na których stada czerwono-brunatnych bawołów leniwie się wypasały. Czujne psy i grupa stajennych strzegła cennego stada koni. Najwidoczniej masztalerz nakazał wypuścić na wiosenny popas w soczystej trawie, przerastającej wysoko nad pęciny wierzchowców. Ostanie kilkaset kroków przejechali dróżką przecinającą sady grusz. Paskal z dumą objaśniał zaplecze majątku. Sady były podstawą własnej produkcji huriki. Gorzelnia w zabudowaniach majątku miała szczególne znaczenie. Stada bawołów dostarczały mleka, a lokalna serowarnia była oczkiem w głowie zarządcy.
Wjechali na podwórze pięknego dworku, otoczonego zabudowaniami. Psy i czeladź wybiegła ich powitać. Paskal, wspierając się na drewnianych grabiach wyniesionych z zajazdu, pokuśtykał czym prędzej do domu, dowiadując się od służby, że Helissa dwa dni temu urodziła mu syna. Sakri z bólem zszedł z konia i nie wchodząc do dworku poszedł do piętrowego budynku, podzielić się z drużyna zbrojnych opowieścią o napadzie. Podszedł do nich ogorzały typ z kilkudniowym zarostem, mocno cuchnący gorzałą. Indara zaprosił do dworku, gdzie czekała na niego komnata dla gości. Brekkę i Dasha powiódł do domu dla czeladzi dworskiej. Przydzielił im wygodny, choć niewielki pokoik w szczycie budynku. Zaraz obok stał wielki kurnik, więc powitało ich gdakanie, gęganie i kwakanie drobiu. Mimo zamkniętych drzwi co chwila słyszeli jazgot jaki robiło ptactwo na widok przechodzących ludzi. O dziwo, wielkie psy myśliwskie potraktowały ich przyjaźnie, machając grubymi ogonami i ciekawie obwąchując. W pokoju czekała na nich butelka mocnego wina i gryczane placki z miodem. Dywan, z barwionej i gęsto tkanej wełny, bielone ściany, dwa wygodne łóżka i rzeźbiona, spora szafa na ubrania dopełniały całości obrazu. Pokój pozbawiony był ozdób, poza haftowanymi zasłonkami. Dash uchylił okno, ale kurzy gnojownik z tyłu budynku nie pozwalał na przewietrzenie pokoju. Brekka od razu osuszył całą butelkę. Dash musiał zadowolić się wodą z dzbana, co mu zresztą nie przeszkadzało
Wcinanie słodkich placków przerwała im dziewka służebna nieśmiało zaglądająca do pokoju. Przyniosła im czysta bieliznę nogawice i lniane koszule, prosząc o ubrania, które zamierzała uprać. Brekka zaczął się rozdziewać bez chwili wahania. Koszula była nieco ciasna na rosłego wojownika, za to Dash musiał kilka razy podwinąć rękawy, budząc przy tym salwy śmiechu Brekki i owinąć się pasem, by jako tako dostosować ubiór do szczupłej sylwetki.
Indar w tym czasie zażywał luksusu. Dostał do swej dyspozycji pokój na pięterku dworku. Duży. Ze sporym łożem, biurkiem z fotelem, kufrem w nogach łoża i ogromną szafą. W rogu komnaty stał również stojak na zbroję i broń. Ostrożnie zawiesił stalowy młot i zaczął rozpinać lamelkową półzbroję. Rozdział się i zapytał służącego o kąpiel. Ku swemu zdziwieniu, ten od razu zaprowadził go do ascetycznej komnaty na parterze, w której czekała olbrzymia balia wypełniona ciepłą wodą. Indar odłożył ręcznik na ławeczkę, z uznaniem spojrzał na brzozowe witki, brzytwy, ałun i spore lustro. Wziął z glinianej miseczki woskową kulkę mydlnicy, zmieszanej z kwietnym olejem i dłużej nie czekając wskoczył do balii. Nie pamiętał, kiedy ostatnio brał taką kąpiel. W tym momencie nie oczekiwał niczego więcej od życia.
Gdy wyszli na podwórze porozglądać się po obejściu, zatrzymał ich dobrze zbudowany, siwy, starszy mężczyzna. Biała, odprasowana koszula z haftami przy rękawach i wysokie buty do jazdy sugerowały kogoś znacznego. Istotnie. Allesandro był kuzynem Paskala i zarządcą całego majątku. Gdy mu się przedstawili i opowiedzieli krótko co zaszło w zajeździe nieco się zmieszał. Od razu zarządził, by czeladź przygotowała im miejsce w pokoju w dworku i przeniosła ich rzeczy osobiste. Przeprosił za nieporozumienie i zachęcił do odwiedzin łaźni. Wkrótce więc dołączyli do Indara.