Aolenothe - jak większość elfów - nie wyglądała na swój wiek. Brekka z ciekawością, choć ukrycie, próbował odnaleźć jakiekolwiek podobieństwa studiując rysy jej twarzy. Jak każda elfka miała szczupłą, pociągłą twarz, nieco trójkątną z wystającymi kośćmi policzkowymi. Bursztynowe tęczówki błyskały odbitymi refleksami lamp w jej dużych, za dużych jak na ludzkie standardy oczach. Aolenothe ubrana była w gruby wełniany sweter, maskujący jej figurę i obcisłe szare legginsy z nieznanego mu materiału. W jaskini było nadzwyczaj ciepło i przyjemnie.
Elfka długo z nimi rozmawiała. Kurrik ich opuścił i powróci do wioski. Indar po raz pierwszy opowiedział historię o swoim prześladowcy i arcywrogu, tajemniczym półelfie. Dopiero w rozmowie z Aolenothe wyjawił, że jest nim brat Brekki, zrodzony z tej samej matki lecz spłodzony przez innego elfa. Pierwszy syn Sarkuny miał być sporo starszy od Brekki. Śmiertelnie poważnie zaangażowany w tarrański ruch oporu i walkę z obcą religią i kulturą nienawidził ilorów. Los chciał, że Indar stanął mu pewnego dnia na drodze. I długo musiał potem kurować swoje rany. Co prawda towarzysze półelfa spłonęli żywcem, ale kapłan zyskał za to dozgonnego wroga. Słyszał potem tylko pogłoski, że brat Brekki zadzierzgnął znajomości z o wiele bardziej mrocznymi sojusznikami…
Aolenothe dociekała co powodowało Dash-Daranem, że nałożył właśnie te trzy runiczne pieczęcie, mimo całkowitego braku wiedzy o ich zdolnościach, ba… samodzielnie, bez ducha szamana-przewodnika, który weń wstąpił w owym czasie, Dash byłby całkowicie niedolny powtórzyć ów wyczyn. Nie miał też bladego pojęcia o mocach drzemiących w pieczęciach.
Elfka zaproponowała by Brekka utoczył nieco swej krwi i zmieszał z jej własną. Tak idiotyczny pomysł przyszedł jej do głowy. Początkowo półelf oponował, ale Indar zachęcał go coraz bardziej prezentując Aolenothe amulet-klucz, który znalazł przy ciele jej brata zabitego przez demona. Indar był przekonany, że unicestwił demona-mordercę, ale elfia kobieta mocno w to wątpiła. Niespodziewanie dobyła sztyletu i ugodziła krewniaka w dłoń. I wtedy wszystko się zaczęło. Czas w jaskini zatrzymał się w miejscu.
Indar zdążył pochwycić amulet wspominając słowa elfa: „Demony nie mogą go dostać…” Wcisnął go do kieszeni poły płaszcza z przerażeniem obserwując co dzieje się w jaskini. Szkoda, że Indar miał ulotną pamięć, a niedźwiedzi hełm zawsze tłumił dźwięki. Nie słyszał pierwszej części zdania, które wyszeptał elf: „Mój syn…demony nie mogą go dostać.”
Brekka uniósł się w powietrze i przestał kontrolować swoje ciało. Z jego ust i oczu promieniowała jasność, a runiczna pieczęć krwi pękała uwalniając portal. Zmieszana krew półczłowieka i elfki spłynęła na żwir i kamienie podłogi jaskini formując niewielką kałużę. Zaczęła kipieć i powiększać swe rozmiary, wypełniając się bulgoczącą lawą i uwalniając nieznośny żar. Ryk tornada wypełnił jaskinię. Brekka wrzeszczał. Aolenothe rozpłaszczyła się na dnie jaskini. Indar zamarł w przerażaniu. Dash coraz bardziej skupiony uspokajał zwierzo-duchy szaleńczo skaczące wokół niego. Z portalu wypełnionego lawą powoli wynurzył się czwororęki demon, jarzący się zielonkawą poświatą. Przykucnął na brzegu portalu i za zadumą spojrzał na lewitującego Brekkę. „Bracie?” - wyharczał po tarrańsku nieprzystosowanymi do ludzkiej mowy szczękami wilczego pyska. I gwałtownie uderzyl Indara przebijając go pazurem na wylot. Demon zacisnął pięść na amulecie spoczywającym w kieszeni kapłana i wyszarpnął ją z powrotem. Ognisty całun, którym poczęstował go tracący przytomność Indar nie uczynił demonowi najmniejszej krzywdy. Ilor padł bez zmysłów w powiększającej się kałuży własnej krwi. Spływała do portalu parując z sykiem w miejscu styku z bryłkami płynnej skały.
Dash bez wahania napuścił zwierzo-duchy na demona. Znał cenę. Oddał im życiową energię przecinając żyły na przedramionach. Strumienie jego krwi zrosiły czerwonymi plamkami sufit i ścianę jaskini, ochlapały demona i połączyły się w bajorku lawy z krwią Brekki, Indara i Aolenothe. Szaman momentalnie stracił poczucie więzi ze zwierzo-duchami. Ostatkiem zmysłów usłyszał ich przeraźliwe wycie. Jego duch opiekuńczy - dotąd swobodnie zjednoczony w aurze z ciałem astralnym i mentalnym, zapadł się głęboko w jego jaźń. Dziesiątki poprzednich wcieleń zalały gasnącą świadomość szamana wodospadem wspomnień, których nie wytrzymałby żaden ludzki umysł…
Brekka odzyskiwał świadomość cucony przez elfkę. Jego obaj przyjaciele umierali. Po demonie nie było ani śladu. Jego ostatnia runiczna pieczęć zdawała się pęknięta i wypalona jak dwie poprzednie. Pod palcami wyczuwał sączącą się ropę. Poza tym czuł się dobrze. Wraz z Aolenothe próbował ratować Indara i Dasha. Zatamowali krwotoki, ale obaj towarzysze stali na granicy zaświatów. Jedyną osobą zdolną im pomóc była Verissa, najstarsza osady Shangrun.