Sesja 18

10.11.23 - Ciekawa sesja. Dużo odpowiedzi i powrotów do historii jaką gracze stworzyli na sesji zero, prawie dwa lata temu. Czuję, że jakiś etap się zakończył więc wypada zaproponować nagrodę w Fejtowym wydaniu istotnego dokonania.

nagrodaDashIndarBrekka
skromne badanie śladów na leczenie urazów x zamiana aspektów
istotne zaklęcie Wiadomość Dary boskie 1pkt Łowiectwo 1pkt

Czas i miejsce: 8 dzień Miesiąca Traw, 3696 rok - Majątek Paskala Orue

  • Posiadłość i willa Paskala, do której dotarli w dwa dni po wydarzeniach w Zajeździe Sotera, robiła wrażenie już od samych granic. Początek Miesiąca Traw to pora najintensywniejszego wzrostu plonów na polach. Odbili od brukowanego traktu do Fiirbolain w szeroką, polną drogę wiodącą na zachód. Wkrótce wjechali turkoczącym wozem pomiędzy pola śnieżno kwitnącej gryki i zielonego jęczmienia, który powoli się wykłaszał. Między polami co jakiś czas wyrastały rolnicze szopy, w których najemna czeladź Paskala i okoliczni rolnicy składowali narzędzia i czasem chronili się przed krótkimi, ale intensywnymi burzami, które o tej porze roku schodziły ze szczytów Santriolu gnane zachodnim wiatrem. Bliżej posiadłości, którą widać już było z dobrych 2 mil, otoczoną bielą kwitnących drzew, podziwiali rozległe pastwiska, na których stada czerwono-brunatnych bawołów leniwie się wypasały. Czujne psy i grupa stajennych strzegła cennego stada koni. Najwidoczniej masztalerz nakazał wypuścić na wiosenny popas w soczystej trawie, przerastającej wysoko nad pęciny wierzchowców. Ostanie kilkaset kroków przejechali dróżką przecinającą sady grusz. Paskal z dumą objaśniał zaplecze majątku. Sady były podstawą własnej produkcji huriki. Gorzelnia w zabudowaniach majątku miała szczególne znaczenie. Stada bawołów dostarczały mleka, a lokalna serowarnia była oczkiem w głowie zarządcy.
  • Wjechali na podwórze pięknego dworku, otoczonego zabudowaniami. Psy i czeladź wybiegła ich powitać. Paskal, wspierając się na drewnianych grabiach wyniesionych z zajazdu, pokuśtykał czym prędzej do domu, dowiadując się od służby, że Helissa dwa dni temu urodziła mu syna. Sakri z bólem zszedł z konia i nie wchodząc do dworku poszedł do piętrowego budynku, podzielić się z drużyna zbrojnych opowieścią o napadzie. Podszedł do nich ogorzały typ z kilkudniowym zarostem, mocno cuchnący gorzałą. Indara zaprosił do dworku, gdzie czekała na niego komnata dla gości. Brekkę i Dasha powiódł do domu dla czeladzi dworskiej. Przydzielił im wygodny, choć niewielki pokoik w szczycie budynku. Zaraz obok stał wielki kurnik, więc powitało ich gdakanie, gęganie i kwakanie drobiu. Mimo zamkniętych drzwi co chwila słyszeli jazgot jaki robiło ptactwo na widok przechodzących ludzi. O dziwo, wielkie psy myśliwskie potraktowały ich przyjaźnie, machając grubymi ogonami i ciekawie obwąchując. W pokoju czekała na nich butelka mocnego wina i gryczane placki z miodem. Dywan, z barwionej i gęsto tkanej wełny, bielone ściany, dwa wygodne łóżka i rzeźbiona, spora szafa na ubrania dopełniały całości obrazu. Pokój pozbawiony był ozdób, poza haftowanymi zasłonkami. Dash uchylił okno, ale kurzy gnojownik z tyłu budynku nie pozwalał na przewietrzenie pokoju. Brekka od razu osuszył całą butelkę. Dash musiał zadowolić się wodą z dzbana, co mu zresztą nie przeszkadzało
  • Wcinanie słodkich placków przerwała im dziewka służebna nieśmiało zaglądająca do pokoju. Przyniosła im czysta bieliznę nogawice i lniane koszule, prosząc o ubrania, które zamierzała uprać. Brekka zaczął się rozdziewać bez chwili wahania. Koszula była nieco ciasna na rosłego wojownika, za to Dash musiał kilka razy podwinąć rękawy, budząc przy tym salwy śmiechu Brekki i owinąć się pasem, by jako tako dostosować ubiór do szczupłej sylwetki.
  • Indar w tym czasie zażywał luksusu. Dostał do swej dyspozycji pokój na pięterku dworku. Duży. Ze sporym łożem, biurkiem z fotelem, kufrem w nogach łoża i ogromną szafą. W rogu komnaty stał również stojak na zbroję i broń. Ostrożnie zawiesił stalowy młot i zaczął rozpinać lamelkową półzbroję. Rozdział się i zapytał służącego o kąpiel. Ku swemu zdziwieniu, ten od razu zaprowadził go do ascetycznej komnaty na parterze, w której czekała olbrzymia balia wypełniona ciepłą wodą. Indar odłożył ręcznik na ławeczkę, z uznaniem spojrzał na brzozowe witki, brzytwy, ałun i spore lustro. Wziął z glinianej miseczki woskową kulkę mydlnicy, zmieszanej z kwietnym olejem i dłużej nie czekając wskoczył do balii. Nie pamiętał, kiedy ostatnio brał taką kąpiel. W tym momencie nie oczekiwał niczego więcej od życia.
  • Gdy wyszli na podwórze porozglądać się po obejściu, zatrzymał ich dobrze zbudowany, siwy, starszy mężczyzna. Biała, odprasowana koszula z haftami przy rękawach i wysokie buty do jazdy sugerowały kogoś znacznego. Istotnie. Allesandro był kuzynem Paskala i zarządcą całego majątku. Gdy mu się przedstawili i opowiedzieli krótko co zaszło w zajeździe nieco się zmieszał. Od razu zarządził, by czeladź przygotowała im miejsce w pokoju w dworku i przeniosła ich rzeczy osobiste. Przeprosił za nieporozumienie i zachęcił do odwiedzin łaźni. Wkrótce więc dołączyli do Indara.
  • Gospodarz zaprosił ich na uroczysty obiad. Przedstawił im Helissę, małżonkę i młodszą córkę Aurorę. Towarzystwa dotrzymywała im również Merida, zarządca Allesandro i Sakri. Wrócili opowieścią do wydarzeń w zajeździe. Indar mimowolnie dopytywał się jak to wyglądało z ich strony. Ale relacja Paskala zdawała się potwierdzać, że wpakowali się w kabałę zupełnym przypadkiem. Że zbóje, widząc bogatego ilora z młodą córką, chcieli wykorzystać okazję dodatkowego zarobku. Paskal zaproponował im objazd po włościach - w swym imieniu wyznaczył Allesandro. Poprosił również Indara o chrzest nowo narodzonego syna. Na cmentarzu, pół dnia drogi od majątku, była wzniesiona kaplica Kruh-Berana i uznał to za dobre miejsce. Dla ilorów świątynie Kruh-Berana są jednako miejscem początku i końca życia. Przy okazji Indar mógłby odprawić ceremonię pogrzebową i ułożyć trzy urny na kopcach cmentarnych. Kapłan zgodził się bez wahania.
  • Resztę wieczoru spędzili na bezecnym obżarstwie i opilstwie, nie martwiąc się o losy świata.

Czas i miejsce: 9 dzień Miesiąca Traw, 3696 rok - Majątek Paskala Orue

  • Przed wyjazdem na cmentarz postanowili na własną rękę rozejrzeć się po dworku i jego okolicach. Szczęściem napatoczyli się na zarządcę, który z dumą pokazał im gorzelnię i proces produkcji gruszkowej huriki, trunku procentowego, który jest narodową wódką ilorów. Allesandro zaciągnął ich potem do swojej świątyni dumania, jak nazywał małą altankę na tyłach gorzelni. Kilka kolejek mocnej huriki rozwiązało wszystkim języki. Brekka rozmarzyl się wyciągając w fotelu, kiedy na głos dzwonka służący przyniósł zimne mięsiwa i kiełbasy. Tak chciałby spędzić swoją starość…
  • Allesandro wypytywał ich dokładnie o wydarzenia na południu. Zastanawiał się nad implikacjami na ceny gryki i jęczmienia. Słuchał i odpowiadał na ich wątpliwości tłumacząc wnikliwie kwestie zarządzania rozległymi majętnościami i ludnością, jaką opiekowała się rodzina Orue. Zdradził też co nieco o wpływach jakie Paskal, jako Thaun rodu Sarobe, do którego należała rodzina Orue, posiadał w sejmiku miejskim w Fiirbolain. Dash z uwagą przysłuchiwał się słowom starszego mężczyzny. Uderzyła do lojalność i troska o Paskala i jego rodzinę.
  • Na cmentarzu to Indar był duchowym przewodnikiem. Po ceremonialnym pogrzebie trójki ofiar napadu na zajazd, zwrócił się do Paskala i Helissy i rozpoczął ceremonię nadania imienia. Małżonkowie wybrali dla syna imię Dżajnoka, co po ilorsku oznacza dar boży. Kapłan wylał do misy w kaplicy cały bukłak przedniego wina. Przestrzegł Paskal i jego młodą żonę, że nadchodząca noc będzie specjalna, że bogowie ześlą im prorocze sny dotyczące powołania i przyszłości Dżajnoki. Wszystko skończyło by się dobrze, gdyby nie przezorność Indara.
  • Gdy właściciel majątku wpakował się do karety i ruszył w drogę powrotną, kapłan postanowił sprawdzić jeszcze jak się mają sprawy zaświatów w okolicach cmentarza. Czy przypadkiem jakieś duchowe paskudztwo nie kręci się w pobliżu. Wziął w dłoń święty symbol Kruh-Berana i przymykając oczy wejrzał umysłem w sferę mentalną. Pechowo, dostrzegł szaro-mgliste drobiny, wirujące i unoszone strumieniami mentalnych energii. Tworzyły one wir na kształt wściekłego roju pszczół. Indar ocenił, że ma przed sobą Odprysk Mentalny, dość niegroźny byt, teraz wzbudzony jego mentalnym impulsem podglądania świata. Postanowił zrobić tu porządek, lecz nim zebrał się na kolejną modlitwę, Odprysk momentalnie ruszył w jego stronę pochłaniając go w wirze mentalnego chaosu. Umysł kapłana został zalany oślepiającym bodźcem i zostawił mu pamiątkę, w postaci mentalnej ułomności zmieniającej charakter kapłana. Indar czuł się psychicznie wyczerpany, ale nie zdawał sobie jeszcze sprawy z paskudnej sytuacji w jakiej się znalazł. Ścisnąwszy mocniej święty symbol wyrecytował litanię Mentalnego Młota, i rozniósł mentalne tarcze Odpryska. Indar przeszedł do konkretów. Rozpoczął rytuał Mentalnego Oczyszczenia, konsekwentnie i dobitnie wypowiadając słowa długiej modlitwy. Oczywiście Odprysk nie był tego zupełnie świadomy, jako byt nie posiadający inteligencji a ledwie instynkty. Wraz z ostatnim słowem rytuału, boska energia Kruh-Berana przepłynęła przez ciało kapłana skupiając się w świętym symbolu i uderzyła w centrum cmentarza zmiatając falą energii wszystkie mentalne byty w promieniu kilkuset metrów. Odprysk Mentalny został całkowicie unicestwiony siłą rytuału. Indar za to nabawił się paskudnej deformacji, nie był w stanie powiedzieć prawdy. Każda jego intencja, którą chciał wypowiedzieć, w przedziwny sposób zamieniała się w jego ustach w konfabulację, zmyślenie albo zwykłe kłamstwo. Początkowo był w szoku, ale gdy ochłonął uznał, że Kruh-Beran w ten sposób stawia go na próbę.
  • Wyszło to na jaw już w drodze powrotnej, gdy jego dziwne zachowanie zwróciło uwagę Brekki i Dash-Darana. Obaj potraktowali to jako drobną, zabawną i mało uciążliwą przypadłość. Nie zdawali sobie sprawy jak poważne to było dla kapłana, który nie skalał się kłamstwem od lat. I którego zakon dysponował magią prawdomówności. W oczach ilorów to co wypowiedział kapłan Kruh-Berana nie podlegało kwestionowaniu. Nie mógł kłamać, czy mataczyć. Co najwyżej przemilczeć, dając do zrozumienia, że nie może wyjawić prawdy. A Indar zaczął kłamać.
  • Żeby dopełnić nieszczęścia kapłana, Helissa - małżonka Paskala zaprosiła go na kieliszek likieru i rozmowę o wypadkach w zajeździe. Swą prośbę wyraziła jeszcze przed wyruszeniem do kaplicy na chrzest i późnym wieczorem Indar musiał zobowiązanie wypełnić. Chciał jak najlepiej, w końcu był aktywnym i naocznym świadkiem, ale jego usta wypowiadały stek kłamstw i bzdur. W jego chorej wersji, Paskal w chwili napaści był u swej kochanki na piętrze zajazdu i wystraszony wyskoczył przez okno, by nikt nie nakrył go na schadzce, co skończyło się złamaniem nogi. Dalej już było coraz gorzej. Oczy Helissy nie mogły już bardziej się rozszerzyć gdy słuchała opowieści kapłana Kruh-Berana, którego żaden ilor nie posądziłby o celowe kłamstwo. Zesztywniała kobieta wręczyła mu pękatą sakiewkę w podzięce za otworzenie oczu. Cóż opowieść ta wiele zmieniła w planach wszystkich zaangażowanych stron…
  • Dash i Brekka w swej komnacie słyszeli piekielną awanturę jaka rozpętała się w apartamentach młodej matki. Indar postanowił się upić, by definitywnie zakończyć kłapanie paszczą. Jak przez mgłę słyszał obietnice Helissy, która dopadła Meridy i przyrzekała zamienić jej życie w piekło. Paskala nie było w dworku przez całą noc.
  • Brekka wcześniej, nim dotarli do dworku, zapragnął coś sprawdzić. Skontaktował się mentalnie, korzystając z myślomowy z dżadyjskim uczonym, którego poznał w Jermadu. Hassan al Kitab uradował się z kontaktu i odesłał mu ciepłe uczucie przyjaźni. Brekka poprosił go o trnaslację listu, którego obraz mentalny mu przesłał. I o wyjaśnienie znaczenia kamieni z dżadyjską inskrypcją jakie znalazł w skrytkach.

Czas i miejsce: 10 dzień Miesiąca Traw, 3696 rok - droga do Fiirbolain

  • Ranek powitał ich chłodnym przyjęciem. Nikt im nie towarzyszył przy śniadaniu. Zamiast obiecanego objazdu po włościach Allesandro poprosił ich o pilne opuszczenie majątku. Jak to powiedział, nocna kłótnia między jego kuzynem i jego żoną wymagała, by emocje opadły i by porozmawiali we własnym, rodzinnym gronie wyjaśniając zaistniałą sprawę. Przeprosił ich przy tym za okoliczności i szczerze zaprosił na rewizytę, gdyby przypadkiem zabłąkali się w te okolice.
  • Wyruszyli więc niechętnie do Fiirbolain. Mieli trzy dni drogi przed sobą. Wędrówka dobrze utrzymanym traktem i nocowania w porządnych zajazdach nie poprawiły im humoru. Dotarli w zasadzie do przemieść Fiirbolain, kiedy Indar oświadczył im, że wraca do majątku Paskala. Czuł już, że choroba umysłu, wywołana atakiem mentalnego pasożyta powoli go opuszcza. Obaj towarzysze potwierdzali, że mniej i rzadziej konfabulował. Brekka był nieco skonfundowany, nie przewidział, że się rozdzielą. Dash, w swoim stylu uchylił im rąbka tajemnicy, którą trzymał w sobie. Od kilku dni miał wrażenie, że ktoś podąża ich śladem. Jeździec. Na małym koniku. Z pewnością nie ilorski wojak, czy ktoś w tym stylu. To tym bardziej zaniepokoiło Brekkę i pomysł rozdzielania się uznał za idiotyczny. Dash nie chciał oglądać Sarkuny, a Indar miał lekką pokusę porozmawiania z matką Brekki i wysłuchania odpowiedzi na dręczące go pytania. Ale kwestia okłamania Helissy stale mu ciążyła. W końcu - siedząc w karczmie w poludniowej dzielnicy Fiirbolain - postanowili, że Brekka samotnie spotka się z Sarkuną, a Indar z Dashem wrócą do majątku. Wojownik miał ich potem dogonić.

Czas i miejsce: 16 dzień Miesiąca Traw, 3696 rok - zajazd na szlaku

  • Zrządzeniem losu Indar natknął sie na Paskala zanim zdążył dotrzeć do majątku. Początkowo Thaun chłodno potraktował winowajcę całej intrygi. Nie przekonywały go wyjaśnienia kapłana. Musiał on więc uciec się do siły swej perswazji. Stanęło na tym, że Indar i tak postanowił osobiście przeprosić Helisse i wytłumaczyć się z chorobliwego kłamstwa, które oczerniło Paskala Orue i zepsuło relację małżeńską. Thaun rodu Sarobe docenił chęć naprawy Indara, ale i tak zamierzał złożyć skargę u hierarchy Arossy. Indar nie znał głowy kościoła Kruh-Berana w Fiirbolain, ale nie spodziewał się poklepania po plecach. Zdawał sobie sprawę, że konsekwencje mogą być poważne.
  • Dash wieczorami zmieniał się w rosomaka i w zwierzęcej postaci krążył po okolicy szukając czegoś podejrzanego. Wieczór wcześniej był pewien, że spotkał się z sową, kryjącą aurę i moc wyższej istoty, zdolnej władać magią. Jego niepokój wzrastał.
  • W zajeździe zaczekali na Brekkę. Wojownik wrócił i opowiedział im historię spotkania z matką nie wdając się zbytnio w detale. Zresztą nie było po co. Był poruszony i trochę zawiedziony tym czego się dowiedział.
  • Z tego co zrozumiał, to jego starszy brat celowo zaprzedał sie Otchłani, by zyskać demoniczne moce. Intryga matki sprawiła, że to Brekka został poświęcony jako ofiara, którą trzeba złożyć w imię wyższych celów.
  • Tej nocy, w której lata temu Indar unicestwił demona nad ciałem elfa Laeru, ojca Brekki - kapłan walczył z iluzją. Sarkuna poprzez ciało innej Najstarszej, pogrążonej w głębokiej śpiączce kontrolowała magicznie całą okolice wioski. To, że Dash zyskał w transie wskazówki od duchów szamanów co ma uczynić z Brekką by powstrzymać nawiedzające go duchy, również było działaniem wiedźmy. Sarkuna przełamała mentalne bariery szamana i wpisała w jego umysł dokładnie to czego po nim oczekiwała. Runy krwi, serca i zabójstwa zostały wytatułowane według jej nakazów. Każdy magiczny znak, odwołujący się do pradawnych rytuałów Dash Daran uczynił tak jak miał wypalone w umyśle. Czas miał się zacząć dopełniać.
  • Znaki miały określone warunki, prawdopodobne zdarzenia, aktywujące ich moc. Z każdym przełamaniem pieczęci, wrota do Otchłani wiodące przez jaźni Brekki otwierały się coraz bardziej i jego przyrodni brat Arhab, syn Wichrowego Cienia wiedział, że wkrótce nadejdzie moment, gdy na powrót przybędzie do realnego świata.
  • Dla Sarkuny Brekka w zasadzie przestał być synem. Był pustą skorupą ciała, bez duszy. Ta zaś, została użyta dla Arhaba. Nią zastąpił pustkę w demonicznej jaźni. Sarkuna nie chciała mu odpowiedzieć, czy ma szansę na odzyskanie duszy. Oczywiści nim usłyszał całą historię musiał złożyć przysięgę krwi, że ani on, ani uwikłani w przeznaczenie Dash i Indar, nigdy nie wystąpią przeciwko Sarkunie. To chyba najmniej podobało się obu towarzyszom.
  • Sarkuna pożegnała Brekkę życząc mu, by nigdy nie stanął po drugiej stronie muru. Wojownik uparcie dopytywał się o dalszy sens swojej egzystencji. Matka albo nie umiała, albo nie chciała mu wprost poradzić. Oczywiście, dla wszystkich byłoby najlepiej gdyby Brekka się zabił. Lub zginał. Tyle, że to nie było rozwiązanie zgodne z przepowiednią i Sarkuna o tym wiedziała. Rzuciła mu wskazówkę na odchodne, by odnalazł matkę swego syna. Wiedziała o Eiji. Brekka nawet nie próbował się domyślać skąd…
  • Dyskutowali całą noc nad implikacjami tego co wyznała mu Sarkuna. Nie mieli pojęcia dlaczego Arhab-demon pomaga Guczlukowi i co za tym stoi. Snuli przypuszczenia o politycznej roli Sarkuny w Chagain. Ale były to tylko zgadywanki. Czy Brekka rzuci wyzwanie przeznaczeniu? Kto podąża za Dash-Daranem. Czy uraza Helissy i Paskala przyniesie konsekwencje dla Indara? Kto wie.
gra/sesja_18y.txt · ostatnio zmienione: 2023/11/26 18:49 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG