Sesja 14

30.06.23 - Poprzednia sesja jednak nie była zakończeniem wątku opowieści z demonem. Fate pozwala na dużą swobodę w narracji. Pomysł Centka z bratem Brekki był pierwszorzędny. Brat, który stał się demonem - z jakichś powodów - i jest największym wrogiem Indara. Wywróciło to wszystko do góry nogami. No i kulminacyjna scena w której dwóch bohaterów graczy omalże nie ginie z ręki demona-brata, a Brekka zawieszony między wymiarami nie może nic zdziałać… miodne. Warte istotnego dokonania.

nagrodaDashIndarBrekka
skromnewymiana sztuczek (czarny szaman za szary szaman)-wymiana „Duchy mnie nawiedzają” na „Ten skurwiel rzuca się w oczy”
istotne 1 pkt umiejętności, Czar - Taniec burzy Politeizm do 2, Czar - Potęga wiaryjeździectwo do 2, Psi -

Czas i miejsce: 4 dzień Miesiąca Zbiorów, 3695 rok - Jermadu

Ilorski garnizon

  • Indar prosto z mostu poinformował kapitana Manu o śmierci szamana Alungiego. To nieco zamurowało oficera. W zasadzie, pokrzyżowało całkowicie jego plany i zrujnowało pracę szpiegów z ostatniego półrocza. Nie krył więc swego rozczarowania. Jednakże po tym jak Indar wyłuszczył przyczyny swej decyzji, Many Chane uznał, że stoją za tym wyższe sprawy. Skoro Kruh-Beran wysyła swego kapłana, by unicestwił intrygi marnego kapitana, to oznacza, że nic by nie wskórał bez tej interwencji. Co więcej - zapewne straciłby głowę, albo - gorzej - został publicznie upieczony żywcem przez wściekłych Shaunów z rozkazu Gurbana. Ten zaś wysłałby posła do Fiirbolain, że rozczarowały go knucia ilorskiego dowódcy i oczekuje zastępcy nastawionego przychylniej do formalnego wodza prowincji. Zgodził się jednak z Indarem, że psucie szyków Gurbana, skłócanie plemion Shaunów, osłabianie Jawdarów i Baydarów - to zadania priorytetowe.

Stajnie na przedmieściu Jermadu

  • Dash całą powrotną drogę rozmyślał jakby tu zatroszczyć się o swój uszczuplony majątek. Nim wyjechali na poszukiwania Alungiego szepnął karczmarzowi o swych medycznych talentach. Zasiane ziarno przyniosło owoce. Gdy Indar z Brekką rozkoszowali się leniwym nic nierobieniem, Dash został wezwany do trudnego porodu wyborowej klaczy ze stajni Chinuy Łza Jaskółki. Ten najstarszy syn Chinuy Skrzydło Sokoła - członka rady wojennej Jermadu - był wpływową postacią. Jak każdy Jawdar - zakochany w swoich stadach, cenił ponad wszystko klacz, którą skrzyżował z jednym z rosłych, ilorskich ogierów ze stajni królewskich. Dash nie wiedział o tym wcześniej.
  • Badając cierpiącą klacz stwierdził złe ustawienie źrebaka. Zaczął więc od duchów. Wezwał zwierzo-ducha rosomaka, który obiegł i obwąchał klacz. Korzystając z mocy duchowego horyzontu nie znalazł nic złowieszczego w aurze wierzchowca i tak też wyszczekał Dashowi swoją wiedzę. Szaman po złożeniu ofiary wyszedł z transu, kazał zagotować wody, zaparzył zioła i wziął się do ciężkiej pracy przy skomplikowanym porodzie. Stresował się. Znał stawkę. Skoro Chinua syn Chinuy jakimś cudem dopuścił swoją klacz do królewskiego ogiera, ten ród musi mieć znaczenie dla Zrzędliwego Chei. Musi być graczem w namiocie Gurbana. Dash postawił więc wszystko na jedną kartę.
  • Skończył swą pracę przed północą. Ledwo się trzymał na nogach. „Ta klacz nie przeżyje następnego źrebaka, jeśli kolejny będzie tak duży jak ten” - wskazał zakrwawioną ręką na chudego jak patyk, ale wysokiego oseska, którego troskliwie wycierano słomą. Chinua wytrzymał spojrzenie szamana w końcu skłonił głowę. „Nie będzie kolejnych źrebaków. Zrobiła co do niej należało. A jej syn stworzy wspaniałe stado najlepszych wierzchowców jakie widziało Jermadu. A ty Dash-Daranie - jeśli zawitasz do mnie za kilka lat - będziesz mógł sobie wybrać jednego spośród jego dzieci. Za doskonałą cenę.”

Zajazd Ilorska Podkowa

  • Brekka naciskał na opuszczenie Jermadu i udanie się do elfów. Cokolwiek by to miało znaczyć w mniemaniu Brekki. Indar rozważał za i przeciw tego przedsięwzięcia. Uważał, że lepiej porozmawiać z jakimkolwiek elfem spotkanym tu, w Jermadu niż na próżno przemierzać górskie przełęcze zwłaszcza zimą.
  • Półczłowiek miał inny pomysł i zrealizował go z wrodzoną skutecznością. Fiorama - elfiej krwi tarranka, podobnie zresztą jak i Brekka, znalazła się pod niewypowiedzianym urokiem wojownika, który bezczelnie ją podrywał. Miał w tym cel. Chciał by dziewczyna pomogła im znaleźć drogę do ziemi elfów. Fiorama i tak czekała bezczynnie przez całą zimę, gdyż obaj cudzoziemscy uczeni planowali ruszyć w góry Pakkoram zaraz z wiosennymi roztopami. Zgodziła się więc zaprowadzić trójkę bohaterów do swej wioski. Miała tam dobrego przewodnika, który w teorii mógłby powieść wędrowców na elfie terytoria. Miała na myśli swojego męża.
  • Jedynie Dash-Daran był niechętny wyprawie. Góry i śniegi go przerażały, zwłaszcza w takiej kombinacji. Elfów nie znosił. Wywodził się z krwi nomadów. Był potomkiem starożytnego, Demonicznego Imperium. W genach nosił niechęć do prastarej rasy elfów. Sytuację uratował fakt, że jego druhowie odwołali się do umiłowania równowagi Dasha. Jako szary szaman postanowił u zarania ścieżki zostać Lekarzem równowagi. Świadomość, że Laeru Szary Głos, elfi ojciec Brekki został wykluczony ze społeczności i zmagał się z demonami, zapewne naruszyła równowagę w czasie i przestrzeni. Chaos nieustannie się rozprzestrzeniał od owych wydarzeń z tarrańskiej wioski przed wielu laty, gdy Indar uśmiercił demona, a Dash opieczętował nieprzytomnego półczłowieka. Zgodził się więc udać na ziemie elfów i zaprowadzić tam ład.
  • Przewodnictwa Fioramy nie kupił Brekka za darmo. Gdy towarzysze udali się na nocny spoczynek na sianie nad stajnią zajazdu, dziewczyna wciągnęła młodego wojownika do swego pokoju. Zdziwiony Brekka musiał wypić czarę wywaru z ziela Lirbanu, tarrańskiego afrodyzjaku. A potem Fiorama przywiązała go do siebie Pasem Soewe, rytualnym pasem tarrańskich niewiast. I nie puściła aż do bladego świtu.

Czas i miejsce: 8 dzień Miesiąca Zbiorów, 3695 rok - zachodnie wzgórza

Pogranicze stepu

  • Po epizodzie z klaczą, Dash musiał zatroszczyć się o zapasy na wyprawę i przygotować do podróży. Pogoda z dnia na dzień się psuła. Dnie były pochmurne i deszczowe. Noce coraz zimniejsze. Któregoś dnia na stepie obudzili się o świcie i ujrzeli oszronione połacie traw.
  • Indar wspominał przeprawę wpław na koniach przez rzekę Szung. Myślał, że wtedy było mu zimno. Mylił się. Zimno dopiero nadchodziło. Gdy wjechali w lasy, Fiorama prowadziła ich znanymi ścieżkami coraz wyżej i wyżej w góry.
  • Dash zapragnął zapytać duchy o przyszłość. Przed snem wrzucił w ognisko łopatkę bawoła i zaczął wprowadzać się w trans bębniąc palcami po koźlej skórze naciągniętej na mały, podręczny bębenek. Wkrótce przybyły zwierzo-duchy i zesłały mu wizję. Chciał wiedzieć gdzie kryje się odpowiedź i czy elfy ją posiadają. Ujrzał w wizji prastare lasy z zagajnik porośnięty olbrzymimi jodłami. Drzewa miały śnieżnobiałe pnie, a ich gałęzie karminowe igły. Ujrzał w wizji elfiego starca, który obejmował pień i stapiał się z nim w jedność. Widział grupkę wędrowców przedzierających się przez śnieżne przełęcze. Wizja ukazała mu też prześladowcę wędrowców. Ognistego demona kroczącego za nimi. Przed złą istotą fala lawy i ognia topiła śniegi i ścigała tonących w śniegu uciekinierów. Więcej duchy nie chciały mu pokazać.

Czas i miejsce: 25 dzień Miesiąca Zbiorów, 3695 rok - południowe łańcuchy gór Tysson

Tarrańska wioska - Shangrun

  • Przybyli do osady późnym popołudniem. Śnieg zalegał rzadko uczęszczaną ścieżkę, którą Fiorama prowadziła ich przez lasy podgórza. Niektóre fragmenty musieli pokonywać pieszo, prowadząc wierzchowce za cugle z obawy o całość ich pęcin. Po tym jak z trudem wspięli się po stromym zboczu ich oczom ukazał się zachwycający widok. Na dość płaskim terenie przyklejonym do ostro wspinającej się ściany skalnej, wśród wysokich jodeł dość luźno rozrzucone tarrańskie domostwa przykryte były kołderką śniegowego puchu. Psy wyczuły ich od razu. Kilkoro pracujących w obejściu mieszkańców również ich spostrzegło. Nieopodal woda szemrała w lodowatym wodospadzie, który żwawo meandrował wśród potężnych głazów. Grupa młodzieży próbująca z brzegu upolować zaspane łososie natychmiast poderwała się do osady.
  • Powitała ich starsza wioski, Verissa. Wraz z nią podszedł Kurrik, małżonek Fioramy i kilkoro mieszkańców. Verissa przepytała przewodniczkę o rolę Indara w tej wizycie. Obawiała się czy ilorski kapłan nie przyjechał to z jakąś podejrzaną misją. Fiorama uspokoiła starszą, przedstawiła swoich podopiecznych i udała się z Kurrikiem do długiego domu należącego do jej rodu. Oddali wierzchowce tutejszym. Brekka został najwylewniej przywitany, tarrańskim uściskiem przedramienia i chwytem z kark. Najwięcej ciekawości wzbudzał jednak Dash-Daran. Mieszkańcy Shangrun bardzo rzadko widywali nomadów zapuszczających się na ich ziemie.
  • Pierwszą noc zapamiętali na długo. Kurrik i Fiorama zaprosili sąsiadów. Uczta przerodziła się w prawdziwe pijaństwo zakończone orgią rozpusty. Indar obudził się o poranku przyduszony niedźwiedzim futrem. W łożu spały z nim dwie przyrodnie, ludzkie siostry Fioramy. Miał ciężkiego kaca. Wytoczył się w mroźny poranek szukać ukojenia w lodowatej wodzie potoku. Dash czuł wielokrotnie gorzej. Powiadali, że nocą odwiedził każdy próg tarrańskiej chaty i dokumentnie go obrzygał usiłując odpędzić złe duchy. Brekka zaś czuł się świetnie. Do rana towarzyszył Kurrikowi i Fioramie w ich zapasach.

Czas i miejsce: 28 dzień Miesiąca Zbiorów, 3695 rok - Tarrańska wioska - Shangrun

Scena w osadzie

  • Kurrik przedstawił im plan podróży do elfich ziem. Do granicy mieli lotem ptaka 80 mil. O tej porze była to jednak niebezpieczna wyprawa. Musieli pójść zakazana przełęczą. Oczywiście istniało ryzyko, że elfi strażnicy ustrzelą ich z daleka, jak tylko przekroczą granicę choćby na stopę. Ale Brekka chciał to ryzyko podjąć. Myślał, by udać się do elfiego, górskiego miasta Shinald i tam odnaleźć wiedzę, jakiej szukali.
  • Tarrański przewodnik miał dla nich zaskakującą nowinę. W poblizu wioski przebywała jedna z elfich pograniczników z Shinald, traperka Aolenothe. Verissa uważała, że elfia kobieta jest krewniaczką Brekki. Znała dobrze Laeru Szarego Głosa. Jeśli faktycznie był on ojcem Brekki, to Aolenothe musiała być jego rodzoną ciotką, starszą siostrą elfa. Ta wiadomość na tyle podekscytowała półczłowieka, że zapomniał o znaczeniu ostatniej runicznej pieczęci, jaką nałożył mu lata temu Dash-Daran: Pieczęci Krwi.
  • Musieli wspiąć się z niezbędnym ekwipunkiem na stromą, oblodzoną ścianę, by wcisnać sie w lodowy komin, wiodący na zachodnie zbocze masywu skalnego górującego nad osadą. Kurrik mówił, że stamtąd będą mieli łatwe podejście do spękanych skał. W jednej z rozpadlin kryła się jaskinia zamieszkiwana tymczasowo przez elfkę.

Scena w jaskini

  • Aolenothe - jak większość elfów - nie wyglądała na swój wiek. Brekka z ciekawością, choć ukrycie, próbował odnaleźć jakiekolwiek podobieństwa studiując rysy jej twarzy. Jak każda elfka miała szczupłą, pociągłą twarz, nieco trójkątną z wystającymi kośćmi policzkowymi. Bursztynowe tęczówki błyskały odbitymi refleksami lamp w jej dużych, za dużych jak na ludzkie standardy oczach. Aolenothe ubrana była w gruby wełniany sweter, maskujący jej figurę i obcisłe szare legginsy z nieznanego mu materiału. W jaskini było nadzwyczaj ciepło i przyjemnie.
  • Elfka długo z nimi rozmawiała. Kurrik ich opuścił i powróci do wioski. Indar po raz pierwszy opowiedział historię o swoim prześladowcy i arcywrogu, tajemniczym półelfie. Dopiero w rozmowie z Aolenothe wyjawił, że jest nim brat Brekki, zrodzony z tej samej matki lecz spłodzony przez innego elfa. Pierwszy syn Sarkuny miał być sporo starszy od Brekki. Śmiertelnie poważnie zaangażowany w tarrański ruch oporu i walkę z obcą religią i kulturą nienawidził ilorów. Los chciał, że Indar stanął mu pewnego dnia na drodze. I długo musiał potem kurować swoje rany. Co prawda towarzysze półelfa spłonęli żywcem, ale kapłan zyskał za to dozgonnego wroga. Słyszał potem tylko pogłoski, że brat Brekki zadzierzgnął znajomości z o wiele bardziej mrocznymi sojusznikami…
  • Aolenothe dociekała co powodowało Dash-Daranem, że nałożył właśnie te trzy runiczne pieczęcie, mimo całkowitego braku wiedzy o ich zdolnościach, ba… samodzielnie, bez ducha szamana-przewodnika, który weń wstąpił w owym czasie, Dash byłby całkowicie niedolny powtórzyć ów wyczyn. Nie miał też bladego pojęcia o mocach drzemiących w pieczęciach.
  • Elfka zaproponowała by Brekka utoczył nieco swej krwi i zmieszał z jej własną. Tak idiotyczny pomysł przyszedł jej do głowy. Początkowo półelf oponował, ale Indar zachęcał go coraz bardziej prezentując Aolenothe amulet-klucz, który znalazł przy ciele jej brata zabitego przez demona. Indar był przekonany, że unicestwił demona-mordercę, ale elfia kobieta mocno w to wątpiła. Niespodziewanie dobyła sztyletu i ugodziła krewniaka w dłoń. I wtedy wszystko się zaczęło. Czas w jaskini zatrzymał się w miejscu.
  • Indar zdążył pochwycić amulet wspominając słowa elfa: „Demony nie mogą go dostać…” Wcisnął go do kieszeni poły płaszcza z przerażeniem obserwując co dzieje się w jaskini. Szkoda, że Indar miał ulotną pamięć, a niedźwiedzi hełm zawsze tłumił dźwięki. Nie słyszał pierwszej części zdania, które wyszeptał elf: „Mój syn…demony nie mogą go dostać.”
  • Brekka uniósł się w powietrze i przestał kontrolować swoje ciało. Z jego ust i oczu promieniowała jasność, a runiczna pieczęć krwi pękała uwalniając portal. Zmieszana krew półczłowieka i elfki spłynęła na żwir i kamienie podłogi jaskini formując niewielką kałużę. Zaczęła kipieć i powiększać swe rozmiary, wypełniając się bulgoczącą lawą i uwalniając nieznośny żar. Ryk tornada wypełnił jaskinię. Brekka wrzeszczał. Aolenothe rozpłaszczyła się na dnie jaskini. Indar zamarł w przerażaniu. Dash coraz bardziej skupiony uspokajał zwierzo-duchy szaleńczo skaczące wokół niego. Z portalu wypełnionego lawą powoli wynurzył się czwororęki demon, jarzący się zielonkawą poświatą. Przykucnął na brzegu portalu i za zadumą spojrzał na lewitującego Brekkę. „Bracie?” - wyharczał po tarrańsku nieprzystosowanymi do ludzkiej mowy szczękami wilczego pyska. I gwałtownie uderzyl Indara przebijając go pazurem na wylot. Demon zacisnął pięść na amulecie spoczywającym w kieszeni kapłana i wyszarpnął ją z powrotem. Ognisty całun, którym poczęstował go tracący przytomność Indar nie uczynił demonowi najmniejszej krzywdy. Ilor padł bez zmysłów w powiększającej się kałuży własnej krwi. Spływała do portalu parując z sykiem w miejscu styku z bryłkami płynnej skały.
  • Dash bez wahania napuścił zwierzo-duchy na demona. Znał cenę. Oddał im życiową energię przecinając żyły na przedramionach. Strumienie jego krwi zrosiły czerwonymi plamkami sufit i ścianę jaskini, ochlapały demona i połączyły się w bajorku lawy z krwią Brekki, Indara i Aolenothe. Szaman momentalnie stracił poczucie więzi ze zwierzo-duchami. Ostatkiem zmysłów usłyszał ich przeraźliwe wycie. Jego duch opiekuńczy - dotąd swobodnie zjednoczony w aurze z ciałem astralnym i mentalnym, zapadł się głęboko w jego jaźń. Dziesiątki poprzednich wcieleń zalały gasnącą świadomość szamana wodospadem wspomnień, których nie wytrzymałby żaden ludzki umysł…
  • Brekka odzyskiwał świadomość cucony przez elfkę. Jego obaj przyjaciele umierali. Po demonie nie było ani śladu. Jego ostatnia runiczna pieczęć zdawała się pęknięta i wypalona jak dwie poprzednie. Pod palcami wyczuwał sączącą się ropę. Poza tym czuł się dobrze. Wraz z Aolenothe próbował ratować Indara i Dasha. Zatamowali krwotoki, ale obaj towarzysze stali na granicy zaświatów. Jedyną osobą zdolną im pomóc była Verissa, najstarsza osady Shangrun.

Czas i miejsce: 33 dzień Miesiąca Zbiorów, 3695 rok - Tarrańska wioska - Shangrun

Scena w osadzie

  • Pierwszy odzyskał przytomność kapłan. Brekka mógł się z nim porozumieć, ale niewiele mu wyjaśnił co się zadziało, gdy demon porwał amulet-klucz i omalże nie zabił Indara. Odniósł on krytyczne obrażenia wewnętrzne i miał uszkodzony żołądek. Nie wyglądało to dobrze, mimo pomocy Verissy i jej wiedzy.
  • Dash wyglądał fizycznie lepiej. Ale ciężko było się z nim dogadać. Mówił o sobie Dardashan, zniekształconym imieniem, którym tydzień temu nazwał go Kurrik. Obrazy wspomnień rwały mu się, albo były powiązane z wydarzeniami, których nie do końca pamiętał czy faktycznie był świadkiem. Momentami sprawiał wrażenie obłąkanego. I stracił szamańskie moce. Nie czuł zwierzo-duchów. Nie czuł ochrony ducha opiekuńczego. Odniósł naprawdę krytyczny ubytek mocy duchowej. Zmartwieniem Brekki było jak doprowadzić Dash-Darana do normalności. Za oknem szalała śnieżna zadymka.
gra/sesja_14y.txt · ostatnio zmienione: 2023/07/27 20:45 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG