Sesja 12

02.06.23 - Nowe okolice, niespodzianka na trakcie i finalnie przybycie do Jermadu.

Czas i miejsce: 35 dzień Miesiąca Chwały, 3695 rok - północne brzegi Wielkich Bagien

Kipu Dwa Niedźwiedzie

  • Pożegnali się z Kipu, Wuko i Jandzarganem. Mieli przed sobą długą podróż. Brekka z dnia na dzień czuł się coraz lepiej, wysypka na rękach Dash-Darana była mniej dokuczliwa i po kilku dniach zanikła całkowicie.
  • Długo rozważali co uczynić z elfickim mieczem kapitana Jeroma. Po jego śmierci, awansowana na dowodzącą fortem Enara poprosiła ich by dostarczyli jego broń do rodzinnego domu w Laeru Tailesill. Indar obecnie wahał się - skoro zmierzają na południe oddalając się coraz bardziej od miasta rodzinnego Jeroma, to czy jest sens obciążać się tym przedmiotem, kusić potencjalnych złodziei i generalnie zawracać sobie nim głowę? Brekka żartobliwie zasugerował sprzedaż broni, ale Dash obawiałby się zemsty duchów za nie dochowanie obietnicy. Postanowili zgodnie, że zostawią miecz na wysepce szamana Kipu. Poprosili Wuko, by przechował broń u siebie.

Czas i miejsce: 10 dzień Miesiąca Powrotu, 3695 rok - trakt z Fiirbolain do Jermadu

Chatka dla podróżnych

  • Nieustanna podróż stepem na zachód była nurząca ale miała też swoje niewątpliwe zalety. Przemierzali bezludne pustkowia, porośnięte twardą, pożółkłą trawą. Chłodne noce spędzali na stepie, opatuleni kocami, wpatrzeni w gwiaździste, bezchmurne niebo. Dash zastawiał pułapki na stepowe gryzonie i wygrzebywał jadalne kłącza z których, przy dużej dozie szczęścia, udawało im się przygotować znośny posiłek. Czasem trafiali na podmokłe obszary znaczone zielonym sitowiem, tam poili konie i uzupełniali zapas wody. Nieubłaganie zbliżali się do potężnego masywu ośnieżonych szczytów południowego Santriolu. Gdy miejsce stepu zajęły rzadkie liściaste zarośla, znaczone miejscami wysokim wiązem, czy brzozą. Minęło piętnaście dni odkąd pożegnali wysepkę Kipu.
  • Do szlaku wiodącego z Fiirbolain do Jermadu dotarli przed wieczorem. Trakt rozciągał się u podnóży gór kierując się ku południowemu-zachodowi. Do celu mieli dobre 20 dni podróży wierzchem. Szlak by uczęszczany jednak cieszył się złą sławą z powodu ryzyka napaści i utraty majątku czy życia. Co prawda Strażnicy Dróg z Fiirbolain patrolowali go regularnie, ale grasanci i zbóje mieli swoje metody. Bandy tarrańskich partyzantów, czy pijana młodzież z przeróżnych szczepów Shaunów również mogła dać się we znaki nieprzygotowanemu podróżnikowi. Znaleźli więc czym prędzej chatkę dla podróżnych i tam zanocowali. Takimi chatami trakt jest usiany dość często, dobry zwyczaj każe zostawić wędrowcowi zostawić schronienie takim, jakim je zastał, by służyło następnym gościom.
  • Pobyt w chatce na tyle im się spodobał, że postanowili pozostać tam dzień-dwa dłużej. Brekka wybrał sie na łowy do lasu, gardząc kolejną potrawką z królika. Dash czekał na koniunkcję księżycy, by nasączyć energią duchów swój magiczny amulet i Maskę Odkrycia, w której wreszcie uwięził astralnego demona. A Indarowi po prostu pasowało położyć się w łóżku, na sienniku i mieć dach nad głową.
  • Wieczór wydawał się spokojny. Dash mieszał w kotle ustawionym nad niewielkim ogniskiem, Indar rozdziany do kaleson wylegiwał się bezmyślnie, a Brekka postanowił zajrzeć do stajenki, w której leniwie żuły obrok ich trzy wierzchowce. Wziął drewniany cebrzyk i napełnił go wodą z beczki stojącej pod rynną. Chciał jeszcze napoić Jaśniepana i wyczesać mu skołtunioną grzywę, którą obiecał sobie przyciąć. Wielki ogier Indara zachowywał się dość niespokojnie, podobnie jak grzywacz Dash-Darana. Brekka zapatrzył się w zwieńczenie słupa połączone z poprzeczną belką. Wypatrzył tam wciśnięty skórzany woreczek. Wyciągnął się na palcach, by go schwycić i to mu uratowało życie. Z potężnym hukiem, nóż ciśnięty znikąd wbił się w suchą belkę wibrując i siejąc drzazgami. Zaledwie centymetry od głowy półczłowieka. Brekka zaklął, odruchowo przypadł do ziemi i zaczął lustrować okolicę swym wyczulonym wzrokiem. Elfia krew sprawiała, że całkiem nieźle widział w zapadających ciemnościach. Doskoczył do ściany chatki i trąc plecami o belki przykucnął za beczką. Myślomową zaalarmował Indara i ponaglił go, by ten rzucił mu broń.
  • Indar niewiele myśląc zeskoczył z siennika, wdział niedźwiedzi hełm na głowę i zwięźle powiadomił szamana. Dash trochę przelękły postanowił poczekać na bieg wydarzeń i mieć na podorędziu magiczną pieśń natury. Kapłan wyskoczył przed chatkę w ciemność wieczoru, ale natychmiast rozświetlił okolicę kulą Świętego Światła, która przybrała krwistoczerwoną barwę. Rzucił topór Brekce, który wychylił się zza beczki by schwycić broń. Kolejny sztylet ciśnięty przez gibką postać schowaną za drzewem poleciał w stronę wojownika. Ostrze prześlizgnęło się między dłonią a trzonkiem topora. Brekka pewnie schwycił rękojeść i z rykiem przeskoczył beczkę pędząc wprost na drzewo za którym ukrył się napastnik.
  • Dash wymruczał bardziej niż zaśpiewał pieśń przywołującą z Zaświatów astralne demony. Byty momentalnie wniknęły w drzewa, krzewy i pnącza, by służyć szamanowi i jego sprzymierzeńcom. I dobrze się stało. Indar, mimo imponującej postury i aury krwawego światła był łatwym celem. Zwłaszcza w samych kalesonach. Kolejny nóż mierzony był w jego pierś, szczęśliwie astralne demony odłamały gałąź dębu która spadła przejmując morderczy pocisk.
  • Brekka był już za drzewem, przeciwnik był smukłą, wysoką postacią. Dziewczyna - momentalnie ocenił wojownik. Chciał ją unieszkodliwić, więc odrzucił toporek i zamarkował cios. Kobieta uchyliła się i zaatakowała go nożem. Skrócił więc dystans, kolanem uderzył w jej udo paraliżując mięśnie podtrzymujące ją w wykroku, lewą ręką uderzył w nadgarstek a prawą dłonią silnie pchnął od dołu w jej podbródek, przewracając na ziemię swoją masą. Usłyszał tylko chrupnięcie, kobieta nieprzytomnie obwisła na korzeniach dębu i wiedział, że nie jest dobrze. Indar ruszył biegiem widząc kilka cieni oddalających się w kierunku szlaku. Zwolnił przy dębie słysząc tętent koni.
  • Napastnikiem okazała się kobieta, półczłowiek. Dash przyszedł ją obejrzeć. Brekka się martwił, nie zamierzał zabijać, chciał by szaman ją ocucił, bądź uleczył ale było za późno. Cios spowodował pęknięcie żuchwy, zmiażdżenie kręgów szyjnych i pęknięcie podstawy czaszki. Dash nie pomógłby nawet gdyby chciał. Szaman rozebrał martwą napastniczkę. Zachował jej buty i kubrak, wnosząc że są cenne. Na koszuli miała pas z nożami. Zdjął i to. Obejrzał nagiego trupa i zawołał Brekkę. Na ciele kobiety widniał tatuaż, ciągnący się od szyi w dół brzucha. Brekka rozpoznał go jako wzór charakterystyczny dla tarrańskich osad z okolic Tustulla. Takie wzrory, unikalne dla każdej osady, wyszywa się na pasach, które noszą kobiety i mężczyźni. Dziewczyna najprawdopodobniej była członkiem ruchu oporu, grupy aktywnie walczącej z Ilorami. Grupy, która nie była mile widziana w tarrańskich osadach, i prześladowana przez ilorskich Strażników Dróg. Brekka nie był zadowolony z tego odkrycia.

Czas i miejsce: 31 dzień Miesiąca Powrotu, 3695 rok - Jermadu

Zajazd Ilorska Podkowa

  • Podróż do Jermadu nie była przyjemną przygodą. Noce spędzali w napięciu wystawiając warty, a za dnia wypatrywali na szlaku potencjalnych zagrożeń. Zwykle chowali się głębiej w las, gdy usłyszeli ludzkie odgłosy większej grupy zmierzającej w przeciwną stronę. Znacząco się ochłodziło. Niektóre noce zostawiały szron na liściach. Las zazłocił się ciepłymi kolorami. Opuścili leśne ostępy na kilkanaście mil przed samym miastem. Gdy wyjechali na step porośnięty miejscami wysokimi krzewami, już z oddali ujrzeli tysiące jurt otaczających miasto obwarowane drewnianym częstokołem.
  • Dash-Daran był im przewodnikiem. W przeszłości zawitał do Jermadu dwa, czy trzy razy. Zaprowadził ich wprost do zajazdu Ilorska Podkowa, w którym wcześniej pomieszkiwał. Jermadu nie prezentowało się imponująco, zwłaszcza dla Indara. W ogóle ilorski kapłan wzbudzał powszechne zainteresowanie i dziesiątki nieprzychylnych spojrzeń śledziło każdy krok jego wierzchowca. Konie zostawili w stajni, będącej przybudówką zajazdu. Lokal prowadził półnomada Ulangar. W ciemnym i dusznym wnętrzu zastali całkiem sporo gości. Indar się uradował na widok kilku Strażników Dróg pijących przy niewielkim stole, to byli pierwsi Ilorzy jakich ujrzał w tej dzikiej okolicy. Błotniste uliczki Jermadu zapełnione były tłumem nomadów, tarrańskich handlarzy i nielicznych elfów. Największy rozgardiasz czyniły jednak gromady półnagich i brudnych dzieciaków i stada psów.
  • Dash na powitanie został skrzyczany przez Seldżamę, małżonkę właściciela gdy nieopatrznie obudził śpiące niemowlę właścicielki. Dalej jednak poszło lepiej. Dostali strawę, miejsce do spania i opiekę nad końmi. Dash chciał przehandlować noże i buty zdarte z trupa dziewczyny. Jednakże Ulangar gwałtownie odmówił, nakazując mu czym prędzej schować towar. W broni rozpoznał narzędzia jakimi posługiwała się tarrańska grupa zabójców. Głośno o nich było od jakiegoś czasu tutaj, na południu. Stanowili skrajny odłam ruchu oporu zwalczanego zaciekle przez ilorską straż. Ulangar nie chciał mieć kłopotów. Zwłaszcza, że w mieście przebywało wielu tarrańskich „kupców”.
  • Indar miło pogawędził sobie z Irdimem, Rosse i Halganem, trójką Strażników Dróg z Fiirbolain. Wojacy byli nieźle zaskoczeni obecnością kapłana Kruh-Berana w grodzie. Podejrzewali jakąś poważniejszą, polityczną misję ale wstydzili się wypytywać o szczegóły.
  • Brekka i Dash przysiedli się do trójki obco wyglądających podróżnych. Dwaj uczeni - Vicello, mnich z Pyarronu i Hassan al Kitab, mędrzec z odległego El Hamed, mieli za przewodniczkę dziewczynę, Fioramę. Była ona mieszanego pochodzenia, tarranka z domieszką krwi elfów, zupełnie tak jak Brekka. Rozmowa przeciągnęła się do późnej nocy. Rozważali wypadki na granicy z udziałem Baydarów i demoniczne sprawki Guczluka. Hassan był szczególnie zainteresowany sposobem pojawiania się demonów i rytuałem khrańskiego orka. Od trzech lat jego lud walczył z pradawną rasą Amundów, prowadzoną przez bóstwa, które zstąpiły na Ynev. Tematyka demonów więc szczególnie go interesowała.
  • Niestety nie dowiedzieli się od uczonych niczego, co wniosło by coś w ich sprawy. Vicello nakreślił tylko swój plan podróży do gór Pakkoram. Mnich miał nadzieję dotrzeć do starożytnych klasztorów ukrytych wśród szczytów i zająć się tam naukowymi badaniami. Dasha zdumiewała ignorancja pyarrończyka, który podejmował doniosłe decyzje bazując na przeczytanych legendach i opowieściach.
gra/sesja_12y.txt · ostatnio zmienione: 2023/06/29 20:41 przez gerion
[unknown link type]Do góry
Magus RPG