Sesja 5,
To miała być sesja drogi. Taki back to the roots… chyba nawet wyszło.
Decyzję o opuszczeniu twierdzy podjeli razem. Część świadomie, część zupełnie nie. Każdy miał swoje motywacje, każdy swoje obawy i lęki. Najtrudniej było chyba Asimowi, ale wewnętrzne przekonania nie raz stawiały go przed wyborem mniejszego zła… zostawić bliskich, by ratować całą nację? To nie był pierwszy raz.
Zabrali się z karawaną Ethandila, właściciela seraju, jako zbrojna eskorta. Mieli jechać z kupcem aż do Zaib Hafra. W zamian, otrzymali 4 wielbłądy.
Pożegnali się z mieszkańcami Tandoru. Asim, otrzymał niewielki podarek od Abdelatifa - podróżne szachy menzyńskie i buteleczkę leczniczej mikstury. Dahan i Malachai opuszczali twierdzę bez większego żalu, pustynia nie była tym czego w tej chwili najbardziej pragnęli.
Podróżowali nocą i o poranku, zatrzymując się na postoje w upalne godziny południa i wieczoru. W połowie drogi czekał ich postój w oazie El Assam, gdzie zamierzali uzupełnić wodę i rozeznać się w wieściach z zachodu…
Seraj był zasobnym miejscem, otoczonym zielonym gajem palm, na które Galradża nałożył swe błogosławieństwo. Przybyli późnym wieczorem i powitał ich zaskakujący widok. Gromada wrzeszczącego tłumu dżadyjskich mężczyzn otaczała czwórkę zbrojnych obcych. Ci zaś zajęci byli wiązaniem do drzewa długowłosego przestępcę, którego zamierzali przykładnie ubiczować.
Malachai rozpoznał w zbrojnych ordańskich Feniksów. Był skonsternowany. Tym bardziej, że grupie zdawał się przewodzić brodaty mężczyzna o znajomych rysach - Malander, Strażnik Płomieni i były nauczyciel Malachaia.
Dahan również zdumiał się widokiem. Biczujący ordańczyk był niezmiernie podobny do napastnika sprzed lat, który nieźle przypalił mu zadek. A ten długowłosy osiłek, spętany pod palmą… to był jego zły sen. Pomyślał sobie, że bogowie mają teraz niezły ubaw z niego. Powiedzenie wróg mojego wroga jest moim sprzymierzeńcem nijak miało tu zastosowanie.
Asim wmieszał się w tłum usiłując cokolwiek rozeznać. Dowiedział się tyle, że pzed wieczorem przybyła tu grupa wędrownych Fajumi, ze spętanym jeńcem, którego przekazali Ordańczykom. Ziomkowie Asima byli przekonani, że to Gorvijczyk, przynajmniej na takiego wyglądał. I chcieli go po prostu rozszarpać żywcem. Jednak postawa Ordańczyków i ich zbroje magów ognia, skutecznie powstrzymywały tłum uciekinierów z pustyni.
Rozbili obóz poza serajem, pomagając Ethandilowi i wrócili na noc, odpocząć, zjeść i popić, a przede wszystkim dowiedzieć się o co chodzi.
Asim przysiadł się do grona uciekinierów z Abu Baldek, i uraczył ich opowieścią o przezytych na pustyni przygodach. Wkrótce otoczył go tłum. Ktoś zaczał klepać go po ramieniu i ściskac z radości. W ogorzałej i brodatej twarzy rozpoznał oblicze młodego Afraela, żołnierza który służył pod jego rozkazami w czasach El Abadany. Wówczas Asim był kapitanem straży.
Był zszokowany, gdy dowiedział się, że w seraju przebywa Undana Azime, wraz z córką Semirą, służbą i resztą rodziny. Nie widział ich od wielu lat, odkąd na pustyni jego oddział został wycięty w pień, a syn Undany, Salem - jego najbliższy przyjaciel, zmarł mu na rękach. Pierwszy raz od wielu miesięcy sięgnał po wino. Nie mógł poradzić sobie ze wspomnieniami…
W tym czasie Malachai odwiedził komnatę, którą zajmowali ordańczycy. Malander powitał go ciepło. Strażnik Płomieni miał dla niego wyraźne rozkazy. Od samego ojca. Malachai miał czym prędzej wracać na pustynię i na bieżąco składać raporty o sytuacji wśród ludów pustyni, o agresji Amundów… To zaskoczyło Malachaia i zupełnie nie szło w parze z jego planami. Był wściekły. Znów musiał się podporządkować rozkazom ojca, który łamał jego wolę z odległości setek mil.
Jeniec, którego pojmano, podejrzany był o udział w zamachach na ordańskie posterunki graniczne. Był jednym z sekty zabójców z Hergol. Ponoć książę Hergol zagiął parol na ordańczyków z zupełnie nieznanego powodu. W ciągu jednej nocy, 6 granicznych posterunków zostało praktycznie wybitych w pień. Jedynie szósty zdołał się obronić, i to dzięki czujności Derwiszów, którzy żyli w jaskiniach u podnóży wieży strażniczej. Nikt nie znał powodów. Malander i jego przyboczni, dzięki układom z plemieniem Fajumi, zdobyli ważnego jeńca, ktorego zamierzano dostarczyć do Ordan i przesłuchać.
Rankiem Asim spotkał się z Semirą. Dokuczał mu ciężki kac. Widząc dziewczynę w zaawansowanej ciąży, zupełnie stracił wątek. Dotąd jej rodzina uważała go za zmarłego… To spotkanie było trudne. Nie wysłuchał jednak gorzkich słów. Semira zaprowadziła go do matki. Przy pożegnaniu, Asim został zaproszony do Erionu, gdzie zamierzała się schronić rodzina Azime. Kto wie, czy nie przyjdzie mu wkrótce odwiedzić murów największego miasta na kontynencie?
Dahan bardzo nalegał, by Malachai umożliwił mu rozmowę z jeńcem. Udało się, choć przy wielkiej ostrożności ordańczyków i najwyższych gwarancjach Malachaia. Dahan zamienił z nim jedynie kilka słów i to w narzeczu, którego nikt poza nim nie mógł zrozumieć. Nie był usatysfakcjonowany rozmową. Jedyną wskazówką był palatyn księcia Hergolu… Dahan nie znosił honoru zabójców. Chyba bardziej niż ich samych. Podziękował Malachaiowi i zobowiązał się wielką przysługą za pomoc.
Kiedy Asim z Dahanem przechodzili pod serajem do studni, z górnego okna, raz z futryną wyleciał jeden z ordańczyków. Za nim, niczym błyskawica wyskoczył jeniec. Mimo skrępowanych rąk, jednym susem wskoczył w zaskoczony tłum dżadyjczyków. Wysokim kopnięciem zrzucił z konia jeźdźca i zajął jego miejsce, ruszając pędem w kierunku pustyni. Wokół wszyscy osłupieli. Asim podbiegł do leżącego dżadyjczyka. Był martwy. Silne kopnięcie złamało mu kark. Nie zastanawiając się wiele, skrzyknał grupę pościgową i ruszyli za mordercą…
Dahan i Malachai musieli rozmówić się z Malanderem. Nie liczyli, że dżadyjczycy dościgną uciekiniera. Poszli wspólnie na pustnię, gdzie spalili zwłoki Sedrixa, który zginał wyrzucony z piętra seraju. Malachai postanowił wykorzystać sytuację. Wymógł na Malanderze tajemnicę. Postanowił zająć się kwestią mordu we wschodnich strażnicach Ordan. Raporty miał wysyłać Malanderowi, w zamian za to Strażnik Płomieni miał zapomnieć o spotkaniu ze szpiegiem.
Wieczorem wrócił Asim. Dopadli zbiega, lecz ten, mimo skrępowanych rąk unieszkodliwił dwóch dżadyjczyków i okazał się śmiertelnie groźnym. Z Asim rozmawiał myślomową i był na tyle przekonujący, że Asim zaniechał konfrontacji. Być może uratował tym kilka żyć. Puścili zbiega na pastwę pustyni… Mimo to ordańczycy ruszyli okrężną drogą licząc, że natrafią na ślady zbiega.
W seraju zostali jeszcze jedną noc i dopiero kolejnego dnia wyruszyli z Ethandilem do Zaib Hafra.